Żadne
dziecko nie wyciąga rącząt do ukochanej matki, ani żadna matka nie tuli do
siebie dziecięcia, jak łączy się Bóg i jego stworzenie. Nawet gdyby matka zapomniała o swoim dziecięciu Bóg nigdy nie
zapomni o nim por. Iz 49, 15 o.
Stanisław Kolipiński dalej zapisał: ,,, … kiedy miłość jest nadprzyrodzona,
boska, spokrewniona, że tak się wyrażę – z niepojętą i nieskończoną
Miłością łączącą Trójcę Osób Boskich w jedność Istoty, wtedy Bóg i człowiek
przenikają się wzajemnie, łączą i wiążą, tak ściśle, że Bóg w człowieku
mieszka, a człowiek doświadcza Jego obecności”. Czyż może być coś
wspanialszego?
Doświadczamy
tego w sakramentach świętych, bo to one są pierwszą płaszczyzną działania Ducha
Świętego. I tak w chrzcie świętym otrzymaliśmy Ducha Świętego, On uczynił nas
dziećmi Bożymi. W sakramencie bierzmowania zostaliśmy umocnieni Jego darami i
charyzmatami. Duch Święty jest Sprawcą przemiany eucharystycznej. W Jego mocy
kapłan odpuszcza nam grzechy. On – Duch Święty uświęca związek małżeński i to
On konsekruje na kapłana w obrzędzie święceń.
Kiedy przed rokiem ks. biskup wprowadził mnie
w urząd diakoński wiedziałem, że stało się coś ważnego w moim życiu. Wtedy, to zostałem
posłany do głoszenia Bożej Ewangelii. I od samego początku doświadczyłem, że Kościół
ze swej natury jest misyjny bo zaraz po ordynacji wyjechałem do Senegalu, by
tam nabierając doświadczeń misyjnych, przygotować się do święceń kapłańskich.
Nieskromnie mogę powiedzieć, iż była to moja pierwsza podróż misyjna. Zupełnie
jak w przypadku św. Pawła Apostoła, którego obrałem za patrona życia zakonnego.
Czas stażu był dla mnie czasem błogosławionym. Doświadczyłem tam, jak różnymi
ścieżkami Bóg prowadzi człowieka, o czym zresztą pisałem.
Z
pragnieniem bycia Jemu posłusznym powróciłem do Ojczyzny. Najpierw radość, iż
po prawie roku mogę spotkać się z najbliższymi, a także z moimi współbraćmi.
Mimo, iż nie było mnie w Ojczyźnie tylko kilka miesięcy, wydawało mi się,
jakby upłynęło wiele lat. I przede wszystkim różnice dotyczące życia. W
sklepie towary opatrzone cenami. Nie trzeba się targować o każdą rzecz. Trzeba
jeździć ostrożnie autem, bo w Senegalu, kto pierwszy na skrzyżowaniu ten jedzie
- przepisy jakby nie istniały. Potem nadszedł czas bezpośredniego przygotowania
się do święceń. Czas szczególny! Rekolekcje odprawiłem tam, gdzie rozpocząłem
moje życie zakonne tzn. w Chełmszczonce, w dawnym domu nowicjackim naszego
zgromadzenie. Tydzień głębokiej refleksji, modlitwy i permanentnego trwania
przed Panem. Tydzień podczas, którego postawiłem chyba najwięcej pytań
dotyczących mojego życia i realizacji powołania, jakie w sobie odkryłem.
Tydzień wielbienia Boga za to, iż na mnie, który tak często niedomaga,
skierował Pan swoje spojrzenie pełne miłości, zapraszając by Go naśladować i by
o Nim mówić innym ludziom.
I
wreszcie nadszedł długo oczekiwany przeze mnie dzień. 2 lipca o godzinie 11h00
rozpoczęła się Msza Święta. Kiedy w procesji wchodziłem do Kościoła
Rektorskiego przez moją głowę przewijały się różne myśli. Najbardziej jednak
pamiętam, iż dziękowałem Bogu, że naprawdę chce mnie mieć swoim Kapłanem. Kiedy
ks. biskup rozpoczął obrzęd świeceń w duchu powiedziałem, że jeśli taką
drogę do świętości dla mnie przewidziałeś, Miłosierny Boże, przez życie zakonne
i kapłańskie, to niech tak się stanie. Potem spocząłem na posadzce i zaczęła rozbrzmiewać
Litania do Wszystkich Świętych. Wtedy pomyślałem sobie, że kiepskie narzędzie
wybrałeś sobie Panie Jezu. Któż zrozumie jaką pedagogią Ty się kierujesz…? Przypomniały
mi się też słowa Ojca Świętego, które wypowiedział podczas inauguracji swojego
pontyfikatu, że i kiepskimi narzędziami Pan pragnie się posługiwać. Następnie
ks. Biskup położył ręce na mojej głowie, uczynili to także moi współbracia i wygłoszono
modlitwę święceń. Wtedy zacząłem rozumieć, że wchodzę do grona prezbiterów
naszego zgromadzenia. Mój ks. Proboszcz nałożył i stułę i ornat, uklęknąłem
przed ks. Biskupem, który namaścił moje dłonie świętym olejem i znowuż Duch
Święty zamanifestował swoją obecność. Staję się kapłanem – pomyślałem. Kiedy dotknąłem
pateny z chlebem i kielicha, wiedziałem już, że od tego dnia wszystko
będzie inne… będę sprawował święte obrzędy ku chwale Bożej i dla pożytku Ludu
Bożego. Wszak Eucharystia jest zadatkiem życia wiecznego. Wspanialszego daru
nie mógł nam zostawić nasz Pan Jezus Chrystus. Obrzęd święceń zakończył znak
pokoju. Radość przepełniała moje serce, łzy cisnęły się do oczu. To czego tak
bardzo pragnąłem od dziecka stało się faktem. Gdy byłem mały przebierałem się
za księdza. Teraz już nie muszę – pomyślałem, gdyż nim jestem! Jestem kapłanem
w Zgromadzeniu Ducha Świętego. Zakonnikiem – kapłanem, którego powołanie
Kościół potwierdził przez przełożonych, godząc się na święcenia. Kiedy
przekazywałem znak pokoju współbraciom usłyszałem wiele miłych słów. Najbardziej
te utkwiły mi w pamięci: ,, Bartek dzięki, że odważnie włożyłeś swe ręce w ręce
Pana”.
Dumny
jestem, że stałem się duchaczem. Teraz wiem, iż Panu trzeba zaufać. On sam
poprowadzi sprawy tak, abyśmy byli szczęśliwi. Bogu niech będzie chwała, że
przed laty nasi ojcowie dotarli do Polski. Bogu dzięki za o. Stanisława
Kolipińskiego, który towarzyszył mi podczas mojego czasu formacji. Od niego
uczyłem się, jak żyć w Duchu Świętym. Słowa jego modlitwy, usłyszane w nowicjacie,
Duchu Święty, nie
opuszczaj mnie nigdy i spraw, abym zawsze postępował według świętych
natchnień Twoich, towarzyszyć
mi będą już chyba do końca życia.
O.
Stanisławie jeśli taka wola Dobrego Boga i na ile starczy sił, chcę podjąć
dziedzictwo, jakie nam pozostawiłeś! Wstawiaj się za nami! I każdego dnia
ucz nas, otwierania się na Ducha Świętego. A zachętą dla nas wszystkich, a może
szczególne dla tych, którzy nie mają odwagi żyć według Ducha Świętego i służyć
Kościołowi, niech będą słowa o. Franciszka Libermanna: ,,Jeżeli nicość może służyć
Bogu do stworzenia tego wspaniałego świata, nędzny człowiek może Mu również
służyć jako narzędzie przekazywania łaski czyni to jednak Bóg, a nie człowiek”.
Najważniejsze, to nie zgubić z oczu Pana!